środa, 15 stycznia 2014

13. Byłeś najlepszym co mnie spotkało w tym pieprzonym życiu!

*W poprzednim rozdziale*
[...]- Nie straciła dużo krwi, cięcia były płytkie. Lekarze mówią, że się za niedługo obudzi.- Słyszałam rozmowę w sali. Zachłysnęłam się szpitalnym powietrzem i otworzyłam oczy. [...]
- Obiecaj mi coś.- Wyszeptałam ostatkami sił, lekarze nic nie wiedzą! Umrę, bo tego chcę!
- Co tylko chcesz.- Dominik mocniej ścisnął moją dłoń.
- Obiecaj, że nigdy o mnie nie zapomnisz. Może nie będę z tobą ciałem, ale dusza zawsze.- Zrobiło mi się ciemno przed oczami,na mnie już czas. [...]
(Oczami Dominika) - Nie żegnaj się! Będziesz żyła ze mną!- Rozpłakałem się.
- Kocham Cię.- Ostatnie słowa, które padły z jej ust. Maszyny do których była podpięta zaczęły piszczeć. Do sali wpadli lekarze, wyprowadzili mnie z sali. Przez dużą szpitalną szybę widziałem jak ją reanimują. Przestali, nie ona nie może umrzeć! Jest dla mnie cholernie ważna!

Stałem z dłońmi położonymi na szpitalnej szybie. Dlaczego oni nic nie robią?! Co jest kurwa?! W końcu jakiś lekarz wyszedł z pomieszczenia. Nie zwracałem na niego uwagi, stałem oparty o szybę, wpatrując się w Meg. Miała zamknięte oczy i się nie ruszała. Nie, zaraz! Ona oddycha! Meg żyje!

*Oczami Maxa*

Z sali wyszedł lekarz, nikt nie wie co się dzieje. Patrzę w stronę Dominika i o prostu nie wierzę w to co widzę. Nie dociera do mnie to, że jesteśmy w szpitalu, to że Megan leży na sali. Nie wierzę, to nie może być prawda, przecież wszystko było dobrze. Patrzę na Dominika i widzę jak cierpi. Mieszkamy razem już tyle lat, a ja dopiero pierwszy raz widzę jak on płacze.
- Co z nią?!- Usłyszałem głos Josha, na co Domek się odwrócił.
- Państwo są kimś z rodziny?- Powiedział dość poważnie.
- Ona nie ma rodziny, ma tylko nas.- Dominik wyszeptał zapłakanym głosem i podszedł do mężczyzny.
- A któryś z was jest może jej chłopakiem?
- Ja.- Szepnął patrząc się w stronę Meg.
- To zapraszam pana do gabinetu.- Odwrócił się i skierował w stronę pokoju z nr. 205
- A oni też mogą iść.- Szatyn do niego dołączył.
- Jeżeli wyraża pan na to zgodę, zapraszam.- Uchylił drzwi. Weszliśmy do środka i usiedliśmy na krześle, na przeciwko biurka.
- Panna Harris zapadła w głęboką śpiączkę, co jest dla nas zupełnie niezrozumiałe. Oddycha sama, więc jest nadzieja, że z tego wyjdzie. Ale zupełnie nie wiemy, jak to się stało. Nic nie wskazywało na to, że może popaść w śpiączkę. Rany były naprawdę płytkie, straciła małą ilość krwi, co w ogóle nie zagraża życiu. Pierwszy raz zdarza nam się taka sytuacja. Na to co tu zaszło jest jedne wyjaśnienie, ona po prostu chce umrzeć. To co się stanie jest już wolą Boga, my już nic nie zdziałamy.
- Ale jak to?! Nic nie możecie zrobić?!- Dominik wstał i uderzył dłońmi w biurko.
- Niestety, przykro nam. Jedyne co stwierdziliśmy, to ostra depresja.- Mężczyzna spuścił (iskdee) głowę.- To ona musi zadecydować, czy chce dalej żyć.- Siedzieliśmy jak wryci, jak to nic nie mogą zrobić!
-  Zróbcie coś, obudźcie ją, proszę...
- Przykro nam, naprawdę bardzo byśmy chcieli, ale nie możemy.
- Dziękujemy.- Mike wstał chwycił Dominika za ramię i wyprowadził z sali. Znaleźliśmy się obok Meg. Chłopak siedział obok niej i kurczowo trzymał dłoń dziewczyny.

*Miesiąc później. Oczami Dominika*

Jeden cholerny miesiąc, leży w tym szpitalu już 30 dni! To wszystko moja wina! Gdybym wtedy pozwolił jej wytłumacz, co się stało między nią i Joshem. Nie zrobiłaby tego, bylibyśmy razem! Kurwa, wszystko spierdoliłem. Ona może nie przeżyć, miesiąc z tą cholerną śpiączką. Miesiąc nie słyszałem jej pięknego głosu. Budzę się rano albo w sali szpitalnej, albo sam, a jej nie ma obok. Nie zniosę dłużej bólu, który gromadzi się w moim ciele. Nie zniosę faktu, że to wszystko moja wina. Do pokoju wszedł Mike.

*Oczami Mike'a*

Dominik od miesiąca siedzi tylko w tym cholernym pokoju. Jego codzienność polega na odwiedzeniu Meg, zaraz z rana, o 12 wraca do domu zamyka się w pokoju. Rozumiemy go, ale jednak się martwimy. Chłopak zaczął pić i palić. Tak, ten Dominik, który brzydził się dymem papierosów i pił okazjonalnie, teraz codziennie jest najebany. Wszedłem do jego pokoju.
- A ty znowu palisz. Weź się w garść! Zrób to dla Megan!- Krzyknąłem, siadając obok niego.
- Odpierdol się. Meg już nie ma! Nie rozumiesz?! Od miesiąca jest w tej pieprzonej śpiączce! Ona nie wróci, jakby miała to zrobić, już dawno by się obudziła!- Dominik wstał i wyszedł z pokoju. Tam jest codziennie, nie można z nim porozmawiać. Jest ciężko wszystkim brakuje Megan. Ale jednak żyjemy nadzieją, że ona się obudzi.

*Oczami Dominika*

Wyszedłem z domu i skierowałem się do szpitala. Sala nr. 69 zobaczyłem Meg, jak zawsze leżała, spała. Nie mogła inaczej. Pocałowałem ją w głowę.
- Kocham Cię i zawsze będę...- Szepnąłem, siedziałem obok jej łóżka, obwiniając się za to co zrobiłem. Po jakiś 2 godzinach pozbierałem się i ostatni raz spojrzałem na moją kochaną Megan. Ostatni raz widzę jej twarz. Wybiegłem ze szpitala, nie mogę już wytrzymać życia bez niej. Stoczyłem się, piję, palę. Ostatnio zacząłem się ciąć. Wsiadłem do autobusu, nie wiem gdzie on jedzie i szczerze nie obchodzi mnie to. Jestem na jakimś uboczu, nie ma ludzi, nawet jednej żywej duszy. Usiadłem na ławce, którą dostrzegłem w oddali. Przypomniałem sobie te wszystkie cudowne chwile. Wyciągnąłem pistolet, a z moich oczu polały się łzy. To koniec...
- Dasz radę...- Szepnąłem i przyłożyłem pistolet do głowy.

------------------------------------------------------------------------------

No i macie ten rozdział! A teraz daj mi żyć Justynko! Mordeczki wy moje kofam was <3

1 komentarz: