niedziela, 16 lutego 2014

19. Jeśli kogoś kochasz, zrobisz dla niego wszystko...


Wtuliłam się w tors chłopaka i zasnęłam.

Jestem sama w otchłani i słyszę głośny płacz dziecka. Wokół jest ciemna pustka, no może oprócz jasnego światełka, gdzieś w oddali. Woła mnie, woła moje imię. Dziecięcy głosik "Meg..." Wstaję z ziemi i idę w stronę, jak sądzę dziecka. Dochodzę (skojarzyło mi się) do światełka i widzę malutką śliczną dziewczynkę. Na policzkach ma wyraźnie zaznaczoną przez łzy drogę. Mimo wszystko się uśmiecha :) Przytula się do mojej nogi i szepcze "Mamo, nie odchodź..." Wtedy podchodzi Dominik i zabiera małą na ręce, całuje mnie w czoło i odchodzi...

Obudził mnie pocałunek na czole. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Dominika.
- Gdzie idziesz?- Był ubrany, a w ręce trzymał kluczyki od swojego motoru. No tak nigdy nie wspomniałam, że Domek umie jeździć, tak samo jak ja, z resztą. Miałam dobrego nauczyciela :)
- Dzwonił Mike, są na komisariacie zatrzymała ich policja.
- Jak to policja?!- Zerwałam się z łóżka, owijając w pościel.
- Szli pijani przez miasto i złapał ich radiowóz. Muszę po nich jechać...
- Motorem?
- Tak będę szybciej.- Popatrzyłam za okno, padał deszcz, charakterystyczne dla Londynu.
- Nie jedź za szybko, jest ślisko.- Pocałowałam chłopaka i już po chwili słyszałam odjeżdżający spod domu motocykl. Te ćwoki to zawsze wpakują się w jakieś gówno! Położyłam się z powrotem i zasnęłam...

Obudził mnie charakterystyczny dźwięk mojego telefonu. Na dzwonku miałam nagranego Dominika, który grał na gitarze i śpiewał. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek była 6.08 Boże kochany i Dominika jeszcze nie ma?! Odebrałam telefon, dzwonił Nick.
- Słucham?- Zapytałam lekko zaspanym głosem.
- Meg...- Głos chłopaka się łamał i drżał, najwyraźniej płakał, tylko dlaczego?- Dominik, on jest...
- Co z nim jest?!
- Leży w szpitalu, w śpiączce...- Przerwał, co do cholery?!- Miał wczoraj wypadek, przyjedź szybko! Jesteśmy w tym samym szpitalu, co ty leżałaś.- Nic nie odpowiedziałam i wskoczyłam w pierwsze lepsze ciuchy. <KILK> Zgarnęłam kluczyki i wbiegłam do garażu, po swój motor. Tak właściwie motor Mike'a, ale traktowałam go jak swój. <KLIK> Jechałam jak najszybciej, omijając wszelkie korki i nie zważałam nawet na sygnalizacje świetlną. Po dosłownie 10 minutach byłam pod szpitalem. Zaparkowałam motor i wbiegłam do budynku, gdzie czekali chłopcy, zdjęłam kask i zaprowadzili mnie do sali, gdzie leżał Dominik. Był podpięty do miliona różnych rurek, które za niego oddychały, otrzymywały akcję serca i takie tak. A właściwie, które robiły za jego serce...
- Potrzebny będzie przeszczep, ale na razie nie mamy dawcy... Przykro nam- Jedyne co usłyszałam z ust lekarza.

*Oczami Dominika*

Wybiegłem z domu i wsiadłem na motor. Te matoły wiecznie muszą się w coś wpakować! Wyjechałem na ulice Londynu i skierowałem się do szpitala. Było ślisko, ale nie zwracałem dużej uwagi na licznik, w końcu na jakimś zakręcie straciłem panowanie nad motocyklem i poszedłem na czołowe z jakimś samochodem. Więcej już nic nie pamiętam... Zapadła ciemność, a ja słyszałem trzask moich żeber i innych kości, ból jaki wtedy czułem był nie do opisania...

*Oczami Megan- 6,5 miesiąca później*

Dominik leży w tej cholernej śpiączce już ponad pół roku! Na początku lekarze dawali nam nadzieję, że znajdzie się dawca, ale teraz spisali mojego ukochanego na straty. Przez pół roku nie znalazła się ani jedna osoba, przez pół roku Dominika przy życiu utrzymywała aparatura. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jestem w ciąży... Poczęłam tej samej nocy, której stało się to, co się stało... Jak każdego dnia pojechałam do szpitala, czuwać przy Domku. Ale tym razem było inaczej, kiedy tylko weszłam do budynku napotkałam lekarza, który zaprosił mnie do swojego gabinetu.
- Proszę usiąść.- Wskazał krzesło, a sam zajął fotel za biurkiem.
- Coś się stało?
- Tak...- Spoważniał.- Panu Collins zostały ostatnie dni życia...- Do moich oczu napłynęły łzy.- Z każdym dniem, każdą chwilą był coraz słabszy, umrze za trzy, może cztery dni...
- Nic nie możecie zrobić?!
- Przykro nam, ale jeżeli nie znajdzie się dawca, to nic.
- Dziękuję...- Wstałam i wyszłam. Skierowałam się dobrze znanej mi sali, w której leżał Dominik. Usiadłam na małym krześle obok łóżka i wtuliłam się w jego tors...
- Dlaczego mi to zrobiłeś?- Wyłkałam, dławiąc się własnymi łzami. Wtedy coś się we mnie złamało, coś pękło.- Kocham Cię i pamiętaj o mnie.- Pocałowałam jego blade czoło i skierowałam się do recepcji. Ja zostanę dawcą, moje serce będzie biło w jego ciele... Wiem, że ryzykuję zdrowie dziecka, ale mam nadzieję, że lekarze zdołają uratować Dianę... Podpisałam odpowiednie papiery i wyszłam ze szpitala, siadając na motor Dominika, którym od dłuższego czasu jeździłam. To cud, że po czołowym, doprowadzili go do porządku, ale widać mechanik był dobry. Wysłałam smsy do chłopaków...

"Musiałam to zrobić, przepraszam. On jest ważniejszy, jego życie jest ważniejsze. Gdyby nie ja, umarłby w najbliższym czasie... Jeżeli uratują Dianę dobrze się nią zaopiekujcie. Nigdy o mnie nie zapomnijcie, kocham was Xxx Megan"

Odpaliłam tą przeklętą maszynę i ruszyłam na ulicę. Pojechałam na jakąś boczną dróżkę, a w dodatku zaczął padać deszcz, co ułatwiło mi sprawę. Ciągle przyspieszałam, aż licznik wskazywał 300 km/h Na drodze zobaczyłam ostry zakręt, przyspieszyłam jeszcze bardziej i tak jak planowałam, wypadłam z zakrętu. Później zapadła już ciemność... Kocham cię Dominik...

*Oczami Dominika- 4 lata później*

Poświęciła się dla mnie, oddała mi swoje serce... I dała mi jeszcze największy skarb jaki mam, Dianę... Dzisiaj mijają równo cztery lata jak się zabiła, ja już nigdy nie wsiadłem na motor... Dianę zostawiłem pod opieką chłopaków, a sam poszedłem na jej grób... Wiem, że jest przy mnie zawsze i wszędzie, czuje jej obecność... Tym razem pierwszy raz od czterech lat wsiadłem na motor, co więcej mój motor. Tak on znów wyszedł cało z tak poważnego wypadku... Chyba jest przeklęty... Wszedłem na cmentarz, była dopiero 9.00 rano, a ja mam zamiar przesiedzieć tu kilka godzin.
Meg była najwspanialszą dziewczyną w moich życiu. Nigdy, ale to nigdy nikt o niej nie zapomni. Miała wielkie serce mimo tego, że przeżyła w swoim życiu naprawdę trudne chwile. Drugiej takiej osoby nie ma na świecie, a ja postaram się wychować naszą córkę, w taki sposób, żeby była jak jej mama. Jest do niej podobna, ma te same włosy i oczy, zawsze będzie mi ją przypominać. Kocham cie Megan, dziękuję, za to że wybrałaś akurat mnie... Siedziałem na cmentarzu trzy godziny, aż w końcu musiałem się pozbierać. Wsiadłem ponownie na motor i pojechałem na tą drogę gdzie się zabiła... Nie daleko były kamienne schody, lubiłem na nich siedzieć...
- Tato!- Usłyszałem wesoły głos córki, która przyjechała z Joshem.
- Co jest kochanie?- Wziąłem ją na kolana i mocno przytuliłem...
- Tęsknisz za mamusią?- Zobaczyła łzy, które towarzyszą mi przez cały dzień.
- Tęsknię, ale ona jest tutaj z nami i zawsze będzie, pamiętaj...- Przytuliłem Dianę najmocniej jak mogłem...
- Musiała cię bardzo kochać, skoro oddał ci serce...- Wyszeptała
- Ciebie kocha tak samo mocno, bo dała ci życie...

---------------------------------------------

Ostatni rozdział na tym blogu, nie wierzę! Pobeczałam się jak małe dziecko, kiedy to pisałam. Dzięki, że czytałyście :) Zapraszam na nowego bloga, który za niedługo rozpocznie swoją działalność :)

3 komentarze:

  1. Jezu pobeczałam się na maxa niewierze że to koniec

    OdpowiedzUsuń
  2. Becze :c ehhh jak to czytasz zrob drugie szczesliwsze zakonczenie Plz ;c serio placze :c czytam twojego 2 bloga i jak masz zamiar dalej pisac poinformuj mnie ! :*

    OdpowiedzUsuń